sobota, 7 kwietnia 2018

Trochę inny coming out

Chyba już czas się przyznać.
Cóż.
Znowu jesteśmy domem tymczasowym.

Toffik
Tylko tym razem sytuacja jest trochę inna. Mamy w domu aż dwa tymczasowe koty, które nie są pod opieką żadnej fundacji. Po prostu biedaki przygarnięte prosto z ulicy, na której z pewnością zakończyłyby swój żywot dość szybko. Brak opieki fundacji oznacza, że sami musimy szukać im domu, pokrywać koszty utrzymania i opieki weterynaryjnej. Jako że wspieram różne fundacje, zdarza nam się korzystać z doraźnej pomocy (np. wizyta wet po preferencyjnych stawkach fundacyjnych) ale co do zasady - koty i "kłopot" z tym związany są moje.

Trochę już pisałam o tych biedaczkach TUTAJ. Co było dalej? Poza oklaskami i wyrazami poparcia dla ratowania kotków nie dostaliśmy żadnej pomocy - propozycji domu tymczasowego, nic. Sąsiadka zdecydowała się wziąć na stałe jednego z kociaków (tego który najbardziej rokował na oswojenie z człowiekiem), natomiast pozostałe dwa "dzikusy" nie miały żadnych perspektyw. Więc je wzięłam do siebie. Przez kilka miesięcy były intensywnie socjalizowane z człowiekiem, aby maksymalnie dobrze je przygotować do adopcji. Jak to wyszło? Nieźle. Z nieoswojonych kotów przerażonych człowiekiem i reagujących na niego agresywnie zmieniły się w koty, które co prawda są bardzo płochliwe, ale dają się głaskać (jeden z nich systematycznie pokazuje brzuszek do miziania - kociarze rozumieją jaki to postęp w oswajaniu kotka).

Karmelek

Wciąż im jednak daleko do miziastych mruczusiów, o które zabiegają wszyscy szukający kota do adopcji. Dodatkowo, potencjalny dom stały musiałby być doświadczonym domem zdecydowanym zainwestować czas w socjalizację kociastych, oraz gotowym zaakceptować fakt, że kotki nie odczuwają potrzeby bycia bardzo blisko człowieka. Chętnych na razie brak.

I tak oto młode, zdrowe i ładne koty o niekłopotliwym usposobieniu wciąż czekają na dom...







Przepiękne zdjęcia wykonała pro bono Magda Kasjaniuk.